Są takie chwile, gdy człowiek jest szczęśliwy nie dlatego, że spadła mu jakaś gwiazdka z nieba, ale dlatego, że znalazł się – jak chciał Johann Wolfgang Goethe – w kręgu ludzi pomocnych, dobrych, szlachetnych. Długo myślałem o tym, jak napisać relację z wielkiego i szlachetnego wydarzenia, jakim był koncert charytatywny „Gramy dla Marcina", który odbył się w ratuszu 6 listopada. Tak po kronikarsku, to trzeba by było wymienić wszystkich dobrych i szlachetnych ludzi, którzy byli tego wieczoru w ratuszu, ale to też nie wszystko, no bo przecież nie wszyscy byli – na przykład Ci, którzy darowali na licytację swoje dzieła i cenne rzeczy, pamiątki.
Tak na dobrą sprawę, to trzeba by przede wszystkim podziękować Marcinowi Rylewiczowi, który jest głównym sprawcę tego nagromadzenia szlachetności w jednym niewielkim miejscu; w ciasnej na tę okoliczność Sali im. Spytka Jordana i wąskim, ratuszowym korytarzu. To jak ja mam opisać tę niezwyczajną koncentrację dobrych fluidów? Jeśli napiszę, że Bogusław Wróbel z asystentem Kubą tak profesjonalnie pracował, jakby co najmniej miał nagłośnić i oświetlić Lady Gagę albo inną Madonnę, to nawet nie jestem pewien, czy wtedy pan Bogusław tak by się starał, jak w tą niedzielę. Jak ja mam się odnieść do występów zespołów: Sekret, ŁOO, Ballada i Przyjaciele, Krzagolec-Gang i odrodzonego po 17 latach niczym Feniks z popiołów „The Gulons", nie zapominając przy tym o duetach Wiktoria Próchnicka i Bartek Łukasik oraz Tadeusz Malik i jego uczennica Weronika Kęska? Napiszę, że zagrali i zaśpiewali rewelacyjnie, a może, że grali i śpiewali sercem, dlatego tak przepięknie... Artyści są zawsze w blasku świateł, takie ich prawo. Prawo konferansjerów to dobrze poprowadzić program, no więc gdy Ewa Jóźwiak cytowała przemyślenia żony Marcina - Barbary: „...Zachorować może każdy. Bez względu na wiek, pochodzenie, status społeczny. Trzeba spojrzeć na sytuację od drugiej strony, znaleźć choć jeden mały pozytyw całej sytuacji. Nawet w najgorszej chorobie i nieszczęściu można odnaleźć światełko w tunelu, które jest motorem napędowym i trzyma przy życiu...". Ewa kończyła cytat z przemyśleń Barbary lub Marcina, a Państwo na widowni pięknie reagowaliście brawami... Jak opisać te emocje? To trzeba przeżyć. Są artyści, konferansjerzy, reżyser oświetlenia i dźwięku, jest widownia – dzieje się widowisko, ale bez Wolontariuszy, którzy pracują w szatni, przy wejściu do ratusza, przy stoisku z fantami, podczas licytacji i na poddaszu przy stołach z poczęstunkiem, strażaków z OSP Gwoździec, trudno, czy wręcz niemożliwe, aby to się udało... Koncert zaczął się o 16:00, oni zaczęli pracę w ratuszu co najmniej dwie godziny wcześniej, a skończyli przed północą. Uczestnicy zajęć Akademii dla Aktywnych Stowarzyszenia „Klucz" z Gwoźdźca, Charzewic, Zakliczyna, Woli Stróskiej i Rudy Kameralnej przysmaki na stoły szykowali u siebie jeszcze wcześniej... to kilkadziesiąt osób, które znów wypadałoby wymienić. A co z darczyńcami? 140 fantów od artystów, rękodzielników, rodziny, znajomych Marcina, anonimowych darczyńców, firm i instytucji, osób z tak zwanego świecznika z wisienką na tym torcie, czyli broszką od premier Beaty Szydło ze specjalną dedykacją dla Marcina. Tę broszkę po zaciętej licytacji pomiędzy burmistrzem Dawidem Chrobakiem, radną Rady Miejskiej Ewą Nijak i Teresą Horzymek - ostatecznie wylicytowała pani doktor i artystka w jednej osobie - Teresa Horzymek z Czchowa - za rekordową kwotę 7.100 zł (słownie: siedem tysięcy sto złotych!). W sumie z licytacji, zbiórki i sprzedaży fantów uzbierało się 34.014 zł 50 gr i 105 euro... zostało tylko kilka fantów.
Co ja mam napisać? Szacunek dla wszystkich? Może lepiej, zwyczajnie napisać: dziękuję i gratuluję. Miałem krótko napisać, żeby resztę opowiedziały zdjęcia w fotorelacji, bo dla Zakliczyninfo robili je: Stanisław Kusiak, Marek Niemiec i Michał Papuga. No więc niech zdjęcia opowiadają...
Kazimierz Dudzik